W
dzienniczku ucznia coś kreślę...
Poezja zawsze kojarzyła mi się z czymś podniosłym i
odświętnym. Może dlatego, że pierwsze poetyckie wzruszenia przeżyłem w
muszyńskim kościele. Sam zresztą jako młody chłopiec śpiewałem
wspaniałe, pełne tajemnicy wersy:
Czego chcesz od nas Panie, za
Twe hojne dary?
Czego za dobrodziejstwa, którym nie masz miary?
Kościół Cię ni ogarnie, wszędy pełno Ciebie,
I w otchłaniach, i w morzu, na ziemi, na niebie.
To było tak sugestywne, że z trwogą rozglądałem się po
muszyńskiej świątyni, i faktycznie uważałem, iż kościół w Muszynie nie
może ogarnąć w pełni Boga, bo jest po prostu... za mały. Dużo w tym
było dziecięcej naiwności, ale wcale się jej nie wstydzę. To były
poetyckie słowa, które pobudzały we mnie wielką wyobraźnię. Czułem
potęgę, podziwiałem trafność, ale dopiero potem odkryłem, że ich
autorem jest nie kto inny, tylko sam Jan z Czarnolasu. Jakże się
cieszyłem, gdy po latach dowiedziałem się, że napisał również fraszkę Do
starosty muszyńskiego, która rozpoczyna się od słów:
O starosta na Muszynie
Ty się znasz dobrze na winie
Może właśnie wtedy podświadomie odkryłem swego
poetyckiego Mistrza, któremu wierny jestem do dnia dzisiejszego. To
właśnie Jan Kochanowski! Poezja jego prawie w ogóle się nie starzeje.
Jest wiecznie żywa i wciąż bliska człowiekowi. Gdy Jan z Czarnolasu
pisze w Trenach o swej tragedii, ja cierpię razem z nim, a
gdy raduje się jego dusza w wierszach biesiadnych, biesiadnych ja się z
nim raduję. Staram się wypełniać jego poetycki, nie zapisany wprost
testament. Wychodził bowiem z założenia, że poezja musi mienić się
różnymi barwami tęczy.
Zawsze bliższa mi była- i jest w dalszym ciągu- poezja,
która coś ocala, coś buduje, a nie ta opowiadająca się za burzeniem i
destrukcją. Zdecydowanie mniej odpowiada mi twórczość siejąca w
człowieku spustoszenie. Wierzę bowiem w szczególną misję i rolę poezji.
Ona ma nieść nadzieję i odkrywać piękniejsze zakątki człowieczeństwa.
Nie może przy tym uciekać od życia, takiego jakim jest ono na co dzień.
Poeta, szczególnie dzisiaj, nie może zamykać się w
bibliotecznej wieży z kości słoniowej. Musi być blisko drugiego
człowieka. Tylko taki dialog może przynosić efekty i tylko wtedy poeta
zostanie wysłuchany.
Przy różnych okazjach, najczęściej na spotkaniach
autorskich, pytany jestem o moją definicję poezji. Za każdym razem
odpowiadam inaczej, bo nie mam gotowej definicji. Poezja bowiem wymyka
się wszelkim schematom i nie cierpi, by ją szufladkować. Raz jest
śpiewem górskiego strumyka, raz rykiem wodospadu, a innym razem szumem
leniwej rzeki. Czasem jest spowiedzią pasażera drugiej klasy pociągu
osobowego, innym razem rozmową z rozgwieżdżonym niebem. I zawsze jest
coś tajemniczego, nieuchwytnego i nie do końca nazwanego.

W poezji słowo musi dziwić się
drugiemu słowu. Nie powinno jej również brakować humoru, bo to ważny
wykładnik poezji, zwłaszcza w dzisiejszych czasach, gdy świat jest taki
na serio i stracił całkowicie poczucie humoru. Poezję zawsze powinna
cechować pokora, bowiem im więcej wiemy, tym mniej wiemy.
Niech te dywagacje zakończy fragment wiersza Nocne
czuwanie, który w poetycki sposób odpowiada na pewne moje niepokoje i
pytania:
Wybrałeś mnie Panie na nocne
czuwanie
Bym gwiazd w lot łapał każde spojrzenie
I bym prowadził nocny dzienniczek ucznia
W zgodzie na zawsze z własnym sumieniem
Ja taki mały na progu Ziemi
A jeszcze tak dużo nocy wszędzie
Wpatruję wciąż znaków od Ciebie
I w dzienniczku ucznia coś kreślę
Daj mi pogodzić się ze światem
Pogodą co niesie chłód letniej nocy
I żebym zawsze trafnie strzelał
Słowem co celne- z mej uczniowskiej procy (...)
Adam Ziemianin /w:/
tegoż, Wiersze wybrane; wstęp; Warszawa 1998
|